piątek, 6 listopada 2015

Rozdział IV

Klik. Klek. Klik. Klek. Klik.
Cisza.
O tak! Szybciej! Yeah baby! Tak Tay! 
Walenie w ścianę i krzyk.
Tak! Jeszcze! Dojdź dla mnie Tay!
Głośniejszy krzyk.
Yeeeeah! Dobry byłeś. Musimy to powtórzyć.
Prawie cisza.
Otwieranie drzwi.
            Tak, właśnie to słyszałam po przebudzeniu się w nocy. Obudziło Mnie klekotanie szpilek na korytarzu, od tamtej pory muszę wysłuchiwać...tego. Bo inaczej nie mam zamiaru tego nazwać. Kolejny minus dla Millenium Hotel.
            Tak, jestem w hotelu już od dwóch dni. Jutro przyjedzie ten piosenkarz, więc rano będę musiała się spakować i przenieść do innego pokoju. W ciągu dwóch dni byłam tylko w centrum,przy Big Benie, jechałam London Eye i widziałam sławną Oxford Street. Jutro wybiorę się tam na jakieś dokładniejsze zakupy,ale pierwsze muszę poczekać na Niego.
            Usłyszałam przekręcanie zamka w drzwiach. I to był kolejny dźwięk tej nocy,który Mnie zaniepokoił. Wstałam z łóżka i najciszej jak potrafiłam postanowiłam sprawdzić co się dzieje. Nie tracąc czasu na założenie szlafroka przeszłam do przedpokoju, łapiąc w jedną rękę płaszcz z wieszaka. Przekroczyłam próg akurat w momencie gdy ktoś zapalał światło. Ujrzałam skuloną postać bruneta rozwiązującego buty. Wnioskuje, że był gdzieś w Moim wieku, miał gęste loki i wyglądał na nie specjalnie bogatego. 
             Będąc dwa kroki od Niego, aż dziwne, że jeszcze Mnie nie zauważył, uniosłam płaszcz do góry i jak najmocniej potrafiłam, zdzieliłam go Nim po plecach.

               Chłopak natychmiast wstał zaskoczony depcząc swoje buty i spojrzał na Mnie podejrzanie, jednak odezwał się dopiero gdy po raz kolejny unosiłam płaszcz do góry:
      - Co ty tu robisz? - spytał skanując Mnie od góry do dołu 
No tak, typowy facet, a ja byłam w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączka.
    - Mogę spytać o to samo! - powiedziałam oburzona - Służba nie powinna wchodzić do pokoju o tej porze!
    - Jaka służba? Żartujesz sobie dziewczynko?! A teraz wyjdź z MOJEGO pokoju! - powiedział z naciskiem na mojego 
      - Przez następne 6 godzin ten pokój jest jeszcze mój dopiero o 10 przychodzi jakiś piosenkarzyk... - nie dane Mi było dokończyć ponieważ On postanowił się wciąć 
      - Oni sobie chyba w kulki lecą! Mówili,że dzisiaj! Cóż za pokraki, nie dość, że muszę ją znosić to jeszcze pokoju hotelowego nie umieją porządnie załatwić! - zaczął mamrotać do siebie, wyciągając telefon z kieszeni znoszonych dżinsów 
      - Ale o czym ty mówisz? - spytałam zdezorientowana 
            Nie odpowiedział, wprosił się do środka i zaczął krzyczeć coś do kogoś po drugiej stronie linii. Nie chciałam dalej marznąć, czekając na łaskawość nieznanego chłopaka, więc spokojnie wróciłam do łóżka. Wiem, niektórzy pomyślą, że jestem dziwna, nie przejmując się obecnością całkiem obcej osoby w środku nocy w Moim pokoju. Ale po pierwsze wszystko jest na moją korzyść jakby co, a po za tym w pałacu często wiele służek,których nie znałam, przebywało w nocy w pokoju. 
         Próbowałam znowu zasnąć po nocy pełnej wrażeń, bądź co bądź najbardziej ekscytującej od lat, ale znowu przerwał Mi zachrypnięty głos chłopaka:
      - Co robisz? Wyjdź z mojego łóżka, chce się położyć... - powiedział z irytacją 
    - Ja też i mam takie prawo do 10 - odpowiedziałam z stoickim spokojem ewidentnie go wkurzając
      - Nie żartuj sobie! Miałam zarezerwowany ten pokój!
     - Ale ten hotel jest nie zorganizowany! Jak można w jednym czasie jeden pokój zarezerwować dla mnie,dla ciebie i jakiegoś piosenkarza - szepnęłam również troszkę wkurzona 
      - Ja jestem tym piosenkarzem - wtrącił - Miałem ten pokój zarezerwowany od dzisiaj od południa,ale trochę się przedłużyło w studiu.
    - Zabawne bo ja rezerwowałam na cały tydzień jednak gdy dwa dni temu przyjechałam to powiedzieli Mi, że jutro będę musiała go opuścić bo ty przyjedziesz - odpowiedziałam - Ekh! - dodałam i ruszyłam w stronę garderoby. 
          Chłopak obserwował jak z jednej z półek wyciągam koc i poduszkę po czym kieruję się w stronę pokoju gościnnego. Rozejrzałam się po pokoju bo jakoś wcześniej nie miałam okazji. Był bardzo podobny do sypialni, troszkę mniejszy i w odcieniach niebieskich, nie tak jak w sypialni, co mi osobiście się nie bardzo podobało, w odcieniach brązu i złota. Po chwili on również do Mnie dołączył i obserwował jak rozkładam koc i poduszki na łóżku.
        Czując na plecach jego wzrok, odwróciłam się i posyłając pytające spojrzenie czekałam aż coś powie:
      - Co ty robisz? - zapytał zszokowany 
     - Posłuchaj! - zbliżyłam się niebezpiecznie blisko Niego - Oboje jesteśmy tu ofiarami, a ja nie mam zamiaru opuszczać tego pokoju wcześniej, więc spędzimy te noc razem - mówiłam obserwując rozbłyskujące w jego oczach ogniki szczęścia - Nie myśl sobie jednak, że będziemy spać razem - przestrzegłam - Wybieraj! Tu lub w salonie na kanapie. 
      - Ale...
      - Słuchaj nie wiem kim wyjątkowym jesteś ani za co cię ludzie kochają, więc nie myśl, że się powstrzymam przed zaprezentowaniem umiejętności zdobytych na kursie samoobrony jeśli nie zdecydujesz w ciągu dwóch minut - powiedziałam, nie chcąc by się z tego wykręcał, 
      - Groźna, lubię takie - powiedział niby kusząco 
   - Och, lepiej się zamknij... - chciałam dokończyć jednak właściwie nie wiedziałam jak ma na imię - ...Henry?!
      - Harry - poprawił Mnie rozbawiony - Skąd pomysł na Henry'ego?! - zapytał 
     - Ach, po prostu jakiś facet z recepcji cię tak nazwał - powiedziałam kpiarsko   - Henri z tego boysbandziku 
    - Och - stwierdził rozczarowany - A ty jak masz na imię? - spytał z jawną ciekawością w oczach 
    - Nigdy więcej się już nie spotkamy, więc myślę, że moje imię nie jest ci tak bardzo potrzebne - odpowiedziałam z wyższością 
     - Czemu zgrywasz taką niedostępną? - spytał po chwili ciszy 
    - Ja nikogo nie zgrywam! - powiedziałam zirytowana - Anabella, ale mów mi po prostu Bella - zrobiłam pauzę - Zadowolony? Już nie jestem taka niedostępna?! - spytałam i tak średnio zainteresowana jego opinią.
    - Taa, już jest lepiej - mruknął niezbyt zadowolony - Powiadasz, że nie wiesz kim jestem? - spytał dla pewności 
     - Yym, nie - pokiwałam przecząco głową- Czemu to dla Ciebie takie ważne? - dopytałam 
      - A więc wybieram pokój gościnny! - wykrzyknął uradowany 
   - Haha - udałam śmiech pozostając nie wzruszoną - Bardzo zabawne... - dodałam z sarkazmem 
  -....Styles - dopowiedział - Nazywam się Harry Styles, najmłodszy i najseksowniejszy członek One Direction, bożyszcze kilku milionów nastolatek 
            W tym momencie tyle lat dworskiej etykiety:kiedy, gdzie, w jaki sposób po prostu zniknęło. Zapominając o praktycznie żelaznych zasadach dotyczących rodzaju uśmiechu, sposobie, czasie i najlepszych okolicznościach poprostu, szczerze zaśmiałam się z tego co powiedział. Biedny chłopak musiał wiele przeżyć. 
            Nie wiem czemu popatrzył na mnie dziwnie spod przymrużonych oczów, skanując moją postawę i dał znać bym kontynuowała:
   - A tak - machnęłam lekceważąco na Niego - Bella de Parma - dodałam pośpiesznie 
     - Zacznijmy od nowa Naszą znajomość - powiedział wyciągając na przód rękę 
      - Zapomnij - prychnęłam

-------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że nudny i najkrótszy, ale to dlatego, że od początku miał mieć rodzaj taki przejściowy.
Na Wattpadzie oczywiście pojawił się wcześniej(bo jakżeby inaczej) - już w tamtą sobotę.
Teraz korzystając z tego, że nie ma mojego brata i mam dostęp do komputera dodaję go również tutaj :D
Na Wattpadzie następny pojawi się jutro lub w niedzielę, nie wiem jak tu ale też postaram się w podobnym czasie ;)

Ps.Jak wrażenia po teledysku "Perfect" i uczucie,że #7DaysUntilMITAM ?!
Pss.To pierwszy rozdział,którego nie przeczytałam tysiąc razy przed opublikowaniem i nie zastanawiałam się tak bardzo tylko po prostu włączyłam muzykę i pisałam. A i tak jestem z Niego bardzo zadowolona. Dajcie znać czy wy też ;)

wtorek, 13 października 2015

Rozdział III

            Stałam w niekończącej się kolejce do bramek. Widać Londyn jest bardzo popularnym celem podróży, a mimo to na razie nikt Mnie nie rozpoznał. Oczywiście, nie narzekam z tego powodu. Co to, to nie!
      Od zawsze kochałam latać samolotem. Czasem nawet dziwiłam się osobom,które wymiotują, nie mogą patrzeć w okno, muszą słuchać muzyki i wykonują inne dziwne rytuały by wytrzymać. Może było to spowodowane tym,że pierwszy lot odbyłam mając zaledwie 3 latka, a niektóre osoby w Moim wieku jeszcze nigdzie nie latały, ale to szczegół.
           Nie śpiesznie przeszłam po płycie lotniska do samolotu, który akurat był podstawiony całkiem blisko. Wchodząc do latającej maszyny otrzymałam gazetkę promocyjną oraz sympatyczny uśmiech stewarda* i zapytanie o Moje samopoczucie. Nie ukrywam iż nie wydaje Mi się by było to na miejscu. Osobiście odebrałam to jako tani podryw faceta po trzydziestce, prawdopodobnie singla, który albo był tak okropnie oryginalny i zatrudnił się tam gdzie się zatrudnił, albo poprostu był niewyżytym seksualnie, wiecznym dzieckiem, którego utrzymują rodzice i najzwyklej w świecie chciał mieć fajne widoki w pracy. W tym całym zamieszaniu dosyć sprawnie odnalazłam miejsce zapisane na bilecie by i tak usiąść pod oknem. Nie dyskryminuje miejsca c jednak bądźmy szczerzy. Uwielbiam podczas lotu patrzeć na chmury. Może akurat wyświadczam przysługę komuś kto panicznie boi się latać, a wygenerowano mu to miejsce?!
            Półtorej godzinki i było po wszystkim. Jakieś piętnaście minut temu wylądowaliśmy. Nie chciałam czekać aż podjedzie następny autobus więc ruszyłam do tego pierwszego, a widząc tłum ludzi starający się w nim upchać naciągnęłam nieco mocniej na głowę mój, czarny, klasyczny kapelusz. Do tego miałam białe sztruksy od Levis'a i koronkową bluzkę z rękawem 3/4 w kolorze bordo. Na nogi założyłam czarne botki, a włosy spięłam w niechlujnego koka. Miałam nadzieję, że nie będę się bardzo rzucać w oczy i w ostateczności zaliczę chociażby do grona tych ubierających się oryginalnie. Zajęłam jedno z ostatnich wolnych miejsc w dusznym, harmonijnym autobusie** i zaczęłam przyglądać się ludziom. To śmieszne, że w tych ludziach ubranych często tak samo, słuchających tej samej muzyki, może nawet o podobnym wykształceniu lub osiągnięciach szkolnych kryło się tyle najróżniejszych historii. Kolorowych, drastycznych, dołujących. Może tamta matka z dwójką małych dzieci właśnie była w trakcie rozwodu, a tamta niebieskowłosa dziewczyna jechała na wakacje do kogoś kto ją zrozumie by postawić się rodzicom, tamta starsza pani właśnie została wdową i wracała do ojczystego kraju, spocony facet w sportowym dresie był fanatykiem piłki nożnej i chciał spróbować gdzieś tu szczęścia, które otworzy mu drzwi do wielkiej kariery międzynarodowej?! Nie wiem i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. A gdzieś po środku byłam JA, osiemmastoletnia dziewczyna, która zrobiła coś wbrew woli ojca może zupełnie tak samo jak ta niebieskowłosa. 
           Nim zdążyłam mrugnąć nogi same poniosły mnie do hali odlotów, odebrały bagaż i zaprowadziły w stronę wyjścia, gdzie nareszcie mogłam powiedzieć "Witaj wolności!" i odetchnąć przysłowiową pełną piersią. Tuż przy chodniku zauważyłam rząd lśniących nowością samochodów mających pełnić rolę taksówek. Wsiadłam do pierwszej lepszej, a ewidentnie ucieszony możliwością zarobku kierowca zapytał gdzie ma mnie zawieść. Moją płynną angielszczyną, której tyle lat, cierpliwie uczyła mnie Florianne podałam adres hotelu i w zupełnej ciszy oddałam się oglądaniu krajobrazów za oknem. Lotnisko było raczej oddalone od centrum Londynu, w którego pobliżu znajdował się hotel więc najpierw mijaliśmy typowe zabudowy miejsko-wiejskie czyli żadnych wieżowców, domy głównie z czerwonej cegły lub te pamiętające erę wiktoriańską, jednak brak typowych dla wsi stajni i pasących się gdzie nie gdzie koni czy owiec. A potem, to co zawsze mnie śmieszyło, ta ogromna przepaść między miastem, a wsią. Praktycznie równo z minięciem znaku o wjechaniu na teren Londynu znikły te urokliwe posesje, a pojawiły się nie wysokie biurowce. Czym bliżej centrum byliśmy tym mijaliśmy więcej siedzib firm, taksówek, charakterystycznych czerwonych autobusów i tabuny śpieszących się niewiadomo gdzie ludzi. No tak, tempo wielkiego miasta jest naprawdę zabójczę, a przynajmniek na pewno o wiele szybsze niż 100-tysięcznego Luxemburgu. Auto się zatrzymało przed ogromnym, odrestaurowanym budynkiem z, wydaje mi sie, XVIII wieku, a kierowca chrząknięciem dał znak iż oczekuje na zapłatę. Poprosiłam o pomoc przy wypakowaniu walizki z bagażnika poczym wręczyłam 30 £ mrucząc, że reszty nie trzeba. Szacuję, że otrzymał odemnie tylko jakieś 8 £ napiwku, ale po odcięciu od taty raczej nie będę w stanie dawać takich wysokich jak w Luksemburgu, które sięgały nawet 40 €.
         Weszłam do środka bogatozdobionego lobby i z wielkim wysiłkiem, tachając walizkę, podeszłam do recepcji. Za ladą stała niewiele starsza odemnie rudowłosa dziewczyna z przyklejonym do twarzy, wielkim uśmiechem w hotelowym uniformie czyli zgniłozielonej, przylegającej do ciała spódnicy, białej koszuli z złotą plakietką z napisem Olivia. Gdzieś w pobliżu kręcił się równie młody boj hotelowy w garniturze tego samego koloru co spódnica dziewczyny. Mnie radość poprostu rozpierała od środka więc nie miałam problemu z podejściem do niej z uśmiechem na twarzy:
    - Witamy w Millenium Hotel, najznakomitszym hotelu najbliższej okolicy, w czym mogę pomóc? - wyrecytowała z pamięci i oczekująco spojrzała w Moim kierunku
     - Miałam zarezerwowany penthouse na nazwisko de Parma - odpowiedziałam przyjaźnie
    - Chwileczkę - mówi i zaczyna wstukiwać coś w bazę danych - Rzeczywiście pokój nr.114 na najbliższy tydzień - czyta po czym dodaje - Niestety pewne znane osobowości zmieniły termin rezerwacji swoich pokoi i jednym z nich jest właśnie pokój 114, więc będzie Pani musiała albo od razu zamieszkać w pokoju niższym klasowo albo teraz pójść do tego zarezerwowanego by po dwóch dniach go zmienić - powiedziała szybko na jednym wdechu jakby bojąc się mojej reakcji
            Cóż, nie każdego stać na penthouse w takim hotelu więc może pomyślała, że jestem kimś bogatym i ważnym, ale nie na tyle by odmówić tamtej osobowości?!
      - Z góry przepraszamy za to zamieszanie - dodała na prędce patrząc na moją minę, która chyba nie była taka jakbym się spodziewała - To jak? - spytała z oczekiwaniem w oczach
      - Skorzystam z tych dwóch dni w penthous'ie - odpowiedziałam uprzejmie po zastanowieniu się
      - Dobrze, a więc tu ma Pani klucz - podała mi złoty kluczyk z grawerem i brylokiem do ręki po czym przyłożyłam do ucha słuchawkę wewnętrznego telefonu stacjonarnego i wybrała szereg liczb - Martin, recepcja w lobby, zaprowadzisz klientkę do pokoju 114 - rzuciła ukradkowe spojrzenie na moją walizkę - Weź etażkę*** bo wątpię byś ty i twoje mięśnie podołały - dodała jeszcze, a ja cicho zaśmiałam się na jej ostatnią uwagę przy okazji robiąc miejsce dla następnego klienta, gburowatego 50-latka
          Stałam oparta o marmurową ladę rozglądając się dookoła czekając na przybycie boja. Nie było tu nic wyjątkowego co przykuło by moją uwagę, w końcu nie raz bywałam w takich hotelach, więc niegrzecznie postanowiłam posłuchać czego chciał ten gbur:
      - Olivio, czy problem został zażegnany?
      - Tak, proszę Pana, po dwóch dniach przenosi się do innej klasy
        Zrozumiałam, że może mówić o mnie więc już wcale nie czułam skrępowania przy podsłuchiwaniu. Z drugiej zaś strony nie mądrze postąpiła mówiąc o tym gdy ja stałam obok
      - To dobrze bo jak to powiadają plotka dźwignią handlu, a tylko pomyśl sobie jaka to dla nas będzie reklama gdy nazwa hotelu pojawi się w artykule o upojnej nocy Taylor Swift i Henri'ego z tego boysbandziku
      - Oczywiście, sir, że zdaję sobie sprawę
      - Najlepsze, że osiągnęliśmy to bez większych starań, a propozycją Modestu się nie odmawia
            W tym momencie do ich rozmowy wtrącił się przystojny blondyn w stroju boja:
      - Livcia, gdzie jest ta lasia do 114? - spytał
    - Stoi tu - powiedziała dziewczyna przez śmiech wskazując na Mnie, a chłopaka oblał rumieniec
          Ciekawe, że wcześniej Mnie nie zauważyła. Niejaki Martin, zauważając mężczyznę z którym wcześniej rozmawiała recepcjonistka, szybko się ogarnął z szoku. Podszedł, poprosił bym poszła za Nim, zapakował Moją ogromną walizkę na etażkę i mamrocząc pod nosem coś w stylu "Za młoda", " Myślałem, że starsza" ruszył w kierunku wind.
----------------------------------------------------------------------------------------
* - nie chodzi Mi o imię tak jak Polski Pingwin tylko o taką stewardesse płci męskiej, nie wiem czy to dobra forma
** - takie wiecie dwa autobusy połączone ze sobą taką jakby harmonijką zwijającą i rozwijającą się
*** - taki wózek na bagaże jak było np.w Nie ma to jak hotel
Mam nadzieję, że rozdział się podoba, chyba najdłuższy :D 
Dopiero teraz bo coś Mi się pomieszało kiedy mija tydzień od opublikowania dwójki(ja taki nie ogar, za szybko czas leci)
Ale czwórkę mam też już prawie gotową więc będzie szybciej 
Tak myślę, że może jutro jak wyrobię się z zaczęciem wypracowania na London Session haha
Ps.Jak macie kiepską wyobraźnię to ten strój który ma Anabella to taki jaki miała na snapie przed koncertem 1D w Londynie, littlemooonster96 (wiem,ja nienormalna :P )
Pss.Tak na wszelki wypadek, dla wygody po raz kolejny daję link do wattpad'a TUTAJ ROZDZIAŁY SĄ WCZEŚNIEJ!!!

      

sobota, 26 września 2015

Rozdział II

      - Postąpiłbyś podobnie? - zapytałam zdziwiona - Przecież to niesprawiedliwe! - dodałam z lekka oburzona 

     - Bello, nie mów tak! Ja tylko uważam, że będąc księżniczką powinnaś się na to przygotować! Taki już jest ten świat,pełen obłudy i kłamstwa jak showbiznes. Tutaj nie istnieje prawdziwe uczucie, nie aranżowane śluby czy wolna wola. Zaakceptuj to! - powiedział z zdenerwowaniem, na jednym wdechu mój osobisty ochroniarz, Theodore.
            Nie wytrzymałam. Poprostu wyprosiłam go z pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Nie będę przed sobą samą tłumaczyć, że wcale tak nie jest bo jest... Ja tylko oczekiwałam od Niego trochę zrozumienia. 
            Theodore ma 20 lat, znaczy rocznikowo, niedawno skończył szkołę i odrazu dzięki znajomością wujka zyskał posadę ochroniarza pałacu królewskiego, jednak mój ojczulek uznał, że będzie idealnym prywatnym ochroniarzem ponieważ był najmłodszy z całej służby. Nawiązałam z Nim dość bliski kontakt i myślałam, że mogę liczyć na jego wsparcie w każdej sytuacji. Jednak On nigdy nie miał narzeczonej, żony nawet dziewczynę, o ile dobrze Mi wiadomo, miał tylko jedną. Napewno nigdy nie chciałby znaleźć się w podobnej sytuacji, a mimo to Mi kazał poprostu wyjść za tego człowieka. 
            To był właśnie taki moment gdy jeszcze bardziej nienawidziłam swojego życia. To właśnie w takim momencie dziesięć razy bardziej chciałabym urodzić się w biednej rodzinie, skrupulatnie oszczędzać każdy grosz by mieć na przysłowiowy chleb, a w swoim czasie założyć szczęśliwą rodzinę u boku Tego Jedynego. Rodząc się w rodzinie królewskiej wcale nie byłam tą wybraną do prowadzenia życia jak z bajki. Bo bądźmy szczerzy, z Kopciuszkiem czy Śpiącą Królewną to ma niewiele wspólnego. Podstawowa różnica? Ja nie mam żadnego księcia na białym koniu, ja mam przyszłego króla duńskiego, którego nigdy na oczy nie widziałam.
            Powoli zanurzyłam się w swojej śnieżnobiałej pościeli mając zamiar wylegiwać się przez następne kilka godzin, tak jak chciałam zrobić zanim Mi przeszkodzono. Właściwie, to było Moje jedyny zajęcie od jakichś...7 godzin? Tak, coś koło tego. Nieukrywajmy, że byłam przyzwyczajona do zapełnionego po brzegi planu i pomimo, że od zawsze chciałam mieć taki cały wolny dzień to gdy nagle nadszedł, poprostu się nudziłam. Normalna 18-latka na Moim miejscu włączyłaby najgłośniej jak się da swoją ulubioną muzykę i zaczęła przeglądać internet, aż w końcu by się zagapiła i niezauważyła mijającego czasu. A ja? Nie znałam żadnej muzyki, nie miałam żadnych gazet oprócz politycznych i brak konta na jakimkolwiek portalu społecznościowym. Wolny dzień i wszystkie powyższe czynniki zdecydowanie nie szły w parze. 
          Efektownie upadłam głową na poduszkę i zaczęłam wpatrywać w sufit gdy usłyszałam pukanie. Nie był to Theodore bo On nie puka, a służba, cóż, co do liczby ich odwiedzin straciłam rachubę po dwudziestym siódmym razie. Tata już wyciagnął pierwszego asa w rękawie w postaci Jamesa. Następnym, prawdopodobnie będzie On, więc muszę wymyślić sposób na chwilowe opuszczenie pokoju gdyż On napewno nie będzie tylko rozmawiał.
            Po raz kolejny zignorowałam pukanie i zasnęłam.

            Stawiałam malutki kroczek za kroczkiem. Jeden zły ruch i spadnę 6 metrów w dół. Tak, dobrze słyszeliście. Właśnie przesuwam się po miniaturowym murku, na który weszłam przez okno w garderobie, w stronę balkonu od jednego z wielu pokojów gościnnych. Jeszcze dosłownie cztery kroki i jestem na miejscu. Trzy. Dwa. Jeden. Poszperać wsuwką do włosów, pchnąć troszkę mocniej, jedna noga, druga, zeskok i jestem. Nie było tak źle. Trochę jak na sportach ekstremalnych w Moje 17-urodziny. 

        Chciałabym powiedzieć, że poszło jak z płatka, ale niestety rozglądając się zauważyłam Jamesa nonszalancko opartego o framugę drzwi:
      - Szybko poszło, myślałem że dłużej będę czekać - powiedział z lekkim uśmiechem. 
      - Co ty tu... - nie dokończyłam nim Mi brutalnie przerwano. 
      - Cóż, myliłaś się, pierwszymi pięcioma asami w rękawie Twojego taty jestem ja - dodał z dumą - A teraz grzecznie powiedz ile jeszcze masz zamiar nie wpuszczać służby do pokoju i co zamierzasz zrobić z zaistniałą sytuacją.
      - Jeszcze nie wiem - wymamrotałam cicho. 
      - Poważnie, Bello, powinnaś jeszcze raz przemyśleć Naszą wcześniejszą rozmowę. 
      - Kiedy ja jestem pewna, że jestem za młoda na małżeństwo - odrzekłam stanowczo. 
    - Twoja strata, dzięki ślubowi zagwarantowałabyś sobie takie cudowne życie aż do śmierci. 
    - Cudowne?! - wykrzyknąłem zdziwiona. - Wcale nie jest cudownie, jest okropnie - dopowiedziałam. 
      - I co zamierzasz zrobić? - przerwał - Uciekniesz? Odizolujesz się? - dodał z kpiną. 
            Milczałam. On zeskanował moją postać w skupieniu poczym opuścił pomieszczenie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie poddał Mi genialny pomysł. Nie mówię tu o odizolowaniu co na dłuższą metę byłoby niemożliwe, raczej o ucieczce. 
            Najciszej jak potrafiłam opuściłam pokój gościnny, i tym razem korytarzem, wróciłam do swojej sypialni. Usiadłam z gracją na fotelu obijanym skórą przed machoniowym biurkiem. Z jednej z szuflad wyciągnęłam niezapisany zeszyt, a z biblioteczki wzięłam pokrowiec z tabletem jakiejś cholernie drogiej amerykańskiej firmy. Włączyłam internet i w skupieniu zaczęłam szukać potencjalnych punktów docelowych,skrupulatnie zapisując plusy i minusy każdego z miejsc w zeszycie. Niestety Francja, którą uwielbiałam, odrazu odpadła za sprawą punktu " Duże znajomości taty". 
            Pewnie teraz myślicie, że jestem jakaś szurnięta skoro mogę "tak o" opuścić rodzinę, ojczyznę dla własnego dobra. Bo co to jest jeden ślub jeśli chodzi o przyszłe pozytywne stosunki Mojego kraju i Danii? Możnaby rzec, że jestem egoistką. Ale tak naprawdę to raz w całym Moim życiu to ja chcę być szczęśliwa, a nie patrzeć na wszystkich innych szczęśliwców. I niech ludzie mówią o mnie co chcą, proszę bardzo. 
            Wiedziałam, że w przeciągu 5 godzin wykorzystałam dwa z pięciu awaryjnych wyjść taty, więc miałam jakieś pół doby na zorganizowanie wszystkiego by gdy sam przyjdzie zastał pustą, białą komnatę. A to wbrew pozorom wcale nie jest proste.



            Po ponownym, dokładnym przeanalizowaniu tabeli "za i przeciw" wreszcie wybrałam gdzie mogę uciec. Może nie na końcu świata, ale... Udało mi się też kupić bilet lotniczy, trochę drogo jak dla zwykłego śmiertelnika bo kupowany last minute, ale jak dla Mojego taty to nie jest duży wydatek i mam zamiar to wykorzystać. Walizkę również spakowałam i zadzwoniłam do hotelu zarezerwować nocleg na pierwszy tydzień pobytu. Teraz jedynie musiałam się wydostać na tyły ogrodu i wynajętym samochodem dojechać do Frankfurtu nad Menem. Tak, nie mam zamiaru ryzykować, wylatując z tutejszego lotniska i pofatyguje się aż do Niemiec. 
            Tak jak poprzednio weszłam do garderoby, postawiłam schodki pod okno i pierwsze przełożyłam walizkę, która od razu spadła na trawnik. Tak swoją drogą, na idealnie równo skoszony i zielony trawnik. Ta perfekcja też czasem była wkurzająca. Następnie sama przeszłam, ostrożnie szłam kawałek tym murkiem co popołudniu i zeszłam po pobliskich pnączach.
         Wychodząc z ogrodu bramą dla służby mój strach osiągnął zenit. Bałam się ryzykować i wynająć taksówkarza więc planowałam sama tam dojechać, niestety nie miałam jeszcze za sobą testu na zdanie prawo jazdy, a jedynie około dziesięciu lekcji z jednym z ochroniarzy. Odpalając silnik pomyślałam jeszcze by nie złapała Mnie policja po czym wreszcie ruszyłam.
            Miałam okropnie szczęście ponieważ dojechałam na 2 godziny przed lotem i bez potyczek z policją. Akurat gdy minęło te 12 godzin, ale myślę, że ojciec nie zdąży podjąć żadnych działań przed Moim wylotem.
            Oddałam bagaż do luku bagażowego płacąc 50 € za nadwagę i skierowałam się na kontrolę pasażerską. Po wszystkim na spokojnie usiadłam w poczekalni i spojrzałam na tablicę odlotów i przylotów gdzie już ujrzałam ten wyczekiwany napis:


ODLOTY
Londyn-Heathrow 6:20 a.m A3 
--------------------------------------------------------------------------------------------

To chyba już tradycyjnie przepraszam za zwłokę, ale w tamtym tygodniu po prostu nie wyzdrowiałam tak szybko jak planowałam, a na Wattpadzie pojawił się wczoraj. Prawdopodobnie każdy rozdział będzie pojawiał się tam wcześniej bo na razie mam do dyspozycji tylko tablet.
Miłego czytania 

I teraz pozostaje Mi już tylko jedno:
Jak pierwsze tygodnie szkoły?Fajni nauczyciele,macie już jakieś testy,może oceny załapane?Ja osobiście ten tydzień miałam codziennie kartkówki i sprawdziany 
A jak ten tragiczny wtorek? Serce wytrzymało snapa,okładkę i tytuł albumu,singiel?Ja przez to w środę poszłam do szkoły tylko z 3/4 zadania z matematyki, bez tego na fizyke,imformatyke,chemie i hiszpański,a mimo to dostałam dwie 5 co jest takie trochę WOW

Pochwalcie mi się w komentarzach ;)

wtorek, 15 września 2015

Rozdział I

          Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Tak, tak właśnie zaczynał się mój każdy dzień. Prawda,że dziwne? Ale takie są realia bycia księżniczką,a przynajmniej bycia Księżniczką Luksemburgu, jedyną córką srogiego Henryka. Wcale nie jestem zła dlatego,że Go tak nazywam. Po prostu czasem Mnie to wszystko przerasta. 
          Była 8.20 co oznaczało, że miałam dziesięć minut do przyjścia służby i czterdzieści do śniadanie z ojciec i teoretycznie również matką, a praktycznie nie jadała z Nami śniadań od 4 lat. Był tylko ogromny szwedzki stół, z którego bez pomocy służby mogłam wziąść jedzenie poustawiane zaledwie do 1/10 długości, i dwie niby spokrewnione ze sobą osoby, siedzące na przeciwko siebie, dokładnie i powoli przeżuwające każdy kęs w milczeniu. 
          Po śniadaniu czekały na Mnie różnorodne zajęcia, do których właśnie przygotowywałam się psychicznie. Bo która 18-latka w planie dnia miała szermierkę, jazdę konno, odwiedzenie hospicjum lub domu dziecka, szlifowanie kolejnego języka,zazwyczaj 2-3 lekcje przedmiotów szkolnych oraz próby przed zbliżającym się przyjęciem urodzinowym? Jestem prawie pewna, że żadna, chyba, że Mojego pokroju, ale o ile Mi wiadomo to jestem jedną z młodszych księżniczek świata. 
          Usłyszałam ciche pukanie, więc odkrzyknęłam stanowcze "Proszę". Byłam pewna, że to służba. Oni nigdy nie wchodzą bez pukania i mówią Mi "per pani" pomimo Moich wyraźnych sprzeciwów. Jedynie Theodore mówi do Mnie po imieniu, pierwszym tak dla jasności, i zazwyczaj wchodzi bez pukania. Myślę,że spowodowane jest to tym, że jest tylko 2 lata starszy ode mnie, ale pewności nie mam. I tym razem się nie myliłam:
     - Panienko musimy się pośpieszyć i zacząć śniadanie wcześniej ponieważ o 9.30 jest panienka umówiona z sir McTrooth'em i jego wnukiem Matthew'em Gustav'em, czwartym w kolejce do tronu duńskiego - życzliwie powiedziała Martha.
     - Och, a czy o 10 nie miałam uczestniczyć w przemarszu dzieci chorych na porażenia mózgowe przez Luxemburgu? - zapytałam lekko zaskoczona.
     - Panienki ojciec uznał, że nie ma takiej potrzeby skoro będzie Lady Juliette, po za tym pojawiła się potrzeba omówienia z tymi dwoma Panami warunków umowy - powiedziała lekko przygaszona. 
          Doskonale wiedziałam czemu. Gdy w przemarszu bierze udział sama księżniczka lub, co jeszcze rzadsze, sam król to datki są o wiele większe niż w przypadku kuzynostwa, a sama Martha miała siostrzenice chorą na porażenia mózgowe więc chciała jak najlepiej dla wszystkich osób w podobnej sytuacji. 
     - Dobrze, w takim razie chodźmy -powiedziałam pewnie.
          Razem z rudowłosą podążałyśmy długimi ociekającymi bogactwem i złotem korytarzami w kierunku jadalni letniej. Tak, dobrze przeczytaliście, mieliśmy jadalnie na każdą porę roku. Wszystko było pomysłem mamy, która uważała, że odpowiednia kolorystyka dopasowana do pory roku pomaga w zrelaksowaniu się podczas śniadania. Pomimo, że mama już z Nami nie jada,tata z miłości do Niej zachował ten mini "zwyczaj". 
          Rudowłosa pchnęła drzwi i weszliśmy do sporego pomieszczenia w barwach złota i pomarańczy. Nie było w Nim właściwie nic oprócz ogromnego dębowego stołu, okien sięgających od ziemi do sufitu, fantazyjnych zasłon w kolorze ecru, kominku i obrazów ważnych postaci na ścianach. Przy stole już siedział sztywno staruszek dobiegający pięćdziesiątki zwany Moim ojcem. Miał na sobie szyty na miarę granatowy garnitur, białe lakierki i białą szarfę z odznakami. Widocznie to spotkanie z McTrooth'em było większej wagi niż myślałam skoro się tak wystroił. Zazwyczaj przychodził w spodniach sztruksowych lub od garnituru i swetrze w kratę Bluberry, nigdy w inną kratę ponieważ kochał tę angielską markę ponad wszystko. Ja miałam na sobie białe baletki, obcisłą spódnicę do kolana w kolorze pudrowego różu, białą bluzeczkę i na to marynarkę pod kolor spódnicy. Bardzo nie lubiłam ubierać tych sztywnych ciuchów, ale musiałam to znosić dla, jak to mawiał mój ojciec "kraju, poddanych i władzy". Myślę jednak, że wolałabym ubierać się jak osoby w Moim wieku w legginsy,swetry oversize i conversy. 
          Ojciec lekko skinął głową więc posłusznie zajęłam miejsce naprzeciwko. Przez lata nauczyłam się rozumieć o co mu chodzi gdy kiwa głową, macha ręką czy przyjmuje dziwny wyraz twarzy. Właściwie to nieraz zachowywał się jak głuchoniemy choć był w stu procentach zdrowy. Smuciło Mnie jedynie gdy traktował mnie na poziomie równym swoim służącym:
     - Więc Anabello, czy słyszałaś o zmianie Twojego dzisiejszego planu dnia? - zapytał formalnie. 
     - Tak ojcze, zostałam poinformowana przez pannę Marthe - odpowiedziałam grzecznie. 
          W tym momencie zazwyczaj rozmowa między ojcem i córką się kończyłam, jednak, co dziwne, nie dziś:
     - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z powagi dzisiejszego spotkania 
     - Nie, ponieważ nie zostałam poinformowana o celu spotkania 
     - Rozumiem...- zadumał się chwilowo. - Sir McTrooth chciałby uzgodnić szczegóły Waszego ślubu
     - Jakiego ślubu? - zapytałam zdziwiona. 
     - Twojego i Matthew'a Gustav'a. Wiesz to taki odpowiedzialny i inteligentny, młody mężczyzna, zdajesz sobie sprawę, że studiował na angielskim Oxfordzie? - pokiwałam przecząco głową - Urodą również nie grzeszy, w spadku dostanie wiele milionów, a jak dobrze pójdzie to w jesieni swojego życia zostanie Królem Danii - przerwał na chwilę - A ty Królową Danii lub Luksemburgu* jeśli nikt w kolejce przed Matthew'em nie umrze przedwcześnie.
     - Co? - zdołałam wybełkotać. 
          Przecież ja miałam zaledwie 18 lat! W tym wieku ludzie brali ślub tylko jeśli dziewczyna była w ciąży lub naprawdę bardzo się kochali, co było rzadkością. Wykluczam oczywiście w tym równaniu plemiona afrykańskie i z innych tropikalnych wysp czy choćby wyznawców islamu, gdzie dziwnym jest nie mieć męża i dzieci w wieku 14 lat. Chyba nigdy nie zrozumiem toku myślenia Mojego ojca:
     - Czy powinienem powtórzyć którąś część zdania? - spytał z lekką kpiną. 
     - Nie, ojcze. Po prostu nie rozumiem Twojego postępowania. Czemu chcesz Mnie wydać za mąż w tak młodym wieku? Ja nawet nie jestem pełnoletnia! Ile właściwie lat ma ten cały Matthew? Wybacz tato, ale widocznie nie jest wystarczająco wspaniały bym go znała czy kojarzyła - powiedziałam lekko zdenerwowana. 
     - Matt jest idealnym kandydatem! Najlepsze jest to, że nie ma między Wami dużej różnicy bo ma tylko 26 lat, w innym wypadku chciałbym Twojego związku z brytyjskim księciem Harry'm, ale On i jego 28 lat to za dużo dla Ciebie 
     - Chwila co? - zapytałam ponieważ przestałam słuchać już po fragmencie z Jego wiekiem - Według Ciebie osiem lat to niedużo? - spytałam zdziwiona. 
     - Kochanie, ludzie wiążą się z sobą pomimo dwudziestoletnich różnic wieki, co to jest 8 lat? - powiedział retorycznie.
     -Ale ja nie chcę! Czemu Mnie chcesz do tego zmusić?
     - Już najwyższy czas - odpowiedział ze stoickim spokojem.
          W tym momencie nie wytrzymałam, wstałam od stołu i pobiegłam w stronę swojej komnaty. To by wyjaśniało dzisiejsze przygaszenie Marthy, pewnie troszkę Mi współczuła. I pomimo, że zdążyłam zjeść jedynie kilka kęsów omleta z nadzieniem owocowym** i popić jedynie kilka łyków kompotu malinowego to postanowiłam zrobić sobie dziś wolne od obowiązków księżniczki, nie wychodzić z pokoju i płakać cały dzień nad decyzją ojca.

_________________________________________________________________
* - mam nadzieję, że dostrzegacie różnicę w pisowni bo w mowie Jej nie widać, a w pierwszym przypadku chodzi o stolicę, jedno miasto, zaś w drugim o cały kraj 
** - nie mam pojęcia czy takie danie istnieję, wymyśliłam je 
No to mamy pierwszy rozdział, dzień po premierze na Wattpad
Na razie się nic ciekawego nie dzieje bo to w końcu dopiero jedyneczka, ale mam nadzieję że się spodoba ;)
Następny rozdział prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu jeśli wyzdrowieję bo jestem troszkę chora 

środa, 19 sierpnia 2015

Prolog

                                      "Podstawą szczęścia jest WOLNOŚĆ,
                                  a podstawą wolności jest ODWAGA"
Ale czym właściwie jest wolność?! 
Jedni zdziwią się na to pytanie bo to przecież jakby spytać: Czym jest miłość?
Drudzy, Ci bardziej wyrozumiali, zrozumieją bo przecież wolność to pojęcie względne...
Tak samo jak radość, smutek, gniew  czy bardziej banalne typu jechali całą noc, coś zajęło komuś chwilę.
Każdy na to pytanie odpowie inaczej...I wcale nie dziwne bo każdy odczuwa co innego
Ale czym wolność jest dla Mnie -  Księżniczki Luksemburgu Anabelli Priscilli Charlotte Grace Teresy Alexandry de Parma-Guillaume?!
Na pewno nie mogę nazwać się wolną w obecnej chwili.
Jestem więźniem swojego życia, pochodzenia i to się nigdy nie zmieni.
Chyba, że znajdę wreszcie odwagę by być szczęśliwą...

_____________________________________________________________________

Nowa wersja prologu!!!
Mam nadzieję,że się spodoba ;)
Dostępna również na Wattpad
Całuski, 
Ta zupełnie inna.

EDIT.A wy, nabijacie rekord Vevo??Ja osobiście spałam niecałe 6 godzin,tej nocy pewnie nie zmrużę oka i mam kurwice level hard o te zaledwie 3 M :P 

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

WAŻNA INFORMACJA!!!

Niewiem czy powinnam się tłumaczyć dlaczego nie było tak długo rozdziału bo podobno tłumaczą się tylko winni ,ale znajcie moje dobre serce :P
Więc jak pisałam w notce pod ostatnim rozdziałem byłam na wakacjach u ciotki jednak wbrew początkowym planom mój powrót(z czego jestem oczywiście mega zadowolona)przeniósł się z 1 na 8 sierpnia.A ponieważ moi rodzice są nadopiekuńczy to nie mogłam sama lecieć samolotem tylko autobusem z koleżanką rodziny i cała podróż trwała dwa dni więc w domu byłam dopiero wieczorem, 9 sierpnia. Uwierzcie mi, że miałam szczere chęci napisać ten rozdział 10 sierpnia, jednak tuż po powrocie dowiedziałam się, że gdy Mnie nie było to mój kochany braciszek pościągał jakieś dziadostwo na komputer i tak strasznie Go zawirusował, że się całkowicie zwiesił i poszedł do naprawy.Ten mój fart życiowy :S
Teraz gdy mam dostęp do komputera z przykrością, odnosząc się do tej recenzji szczególnie tego ostatniego fragmentu...
                                                  (tego na czerwono jakby ktoś nie wiedział :D)


Postanawiam zawiesić blog na czas nieokreślony!!!
Niedługo wszystkie rozdziały zostaną stąd usunięte i dodane gdzieś koło września w nowej,lepszej formie(przynajmniej taką mam nadzieję ;) )
Mam nadzieję,że się nie gniewacie :)
Nowa,lepsza forma opowiadania trafi również na Wattpad gdzie ostro ruszam z pisaniem i następne Moje książki będą już prawdopodobnie tylko tam.

Tak, tak, dobrze słyszeliście, mam pomysł na nowe historie *zaciera ręce z podniety*
Na razie mam pomysł na dwie opowieści z akcją w 2014 roku, ale znając życie to jeszcze będę mieć jeszcze z 10 pomysłów i max.jeden z nich wypali...
A więc do kiedyś tam :P

I ostatnia sprawa...
Mega dziękuje za wyświetlenia i komentarze ponieważ podczas Mojej nieobecności przybyły 3 komentarze(śmiejcie się, śmiejcie, ale dla mnie to dużo)z czego jeden z baaaardzo obszerną opinią *mam taki zaciesz z tego* i około 900 wyświetleń!!!Mega dzięki!!!
Jak na plaży u ciotki złapałam na chwilkę zasięg z internetem i to zobaczyłam to miałam ochotę skakać z radości, serio, tak się jarałam, że potem taka jedna Federica się pytała co mi się stało, że dzisiaj taka szczęśliwa jestem 

PS.Matko, ale z tego kazanie wyszło 8)
PS2.Co sądzicie o nowej piosence DMD?Czy tak jak Ja nie możecie doczekać się teledysku?
PS3.Tak na pocieszenie,żeby cała notka nie wyszła taka smutna to macie tutaj takie śliczne,własnoręcznie zrobione przez mnie zdjęcie ;)

^_^ bo przecież każdy kocha zachód słońca  
Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Terriblecrash, Pinkblossom, Carllton, Picanta, Selena Gomez, James Blunt.