wtorek, 13 października 2015

Rozdział III

            Stałam w niekończącej się kolejce do bramek. Widać Londyn jest bardzo popularnym celem podróży, a mimo to na razie nikt Mnie nie rozpoznał. Oczywiście, nie narzekam z tego powodu. Co to, to nie!
      Od zawsze kochałam latać samolotem. Czasem nawet dziwiłam się osobom,które wymiotują, nie mogą patrzeć w okno, muszą słuchać muzyki i wykonują inne dziwne rytuały by wytrzymać. Może było to spowodowane tym,że pierwszy lot odbyłam mając zaledwie 3 latka, a niektóre osoby w Moim wieku jeszcze nigdzie nie latały, ale to szczegół.
           Nie śpiesznie przeszłam po płycie lotniska do samolotu, który akurat był podstawiony całkiem blisko. Wchodząc do latającej maszyny otrzymałam gazetkę promocyjną oraz sympatyczny uśmiech stewarda* i zapytanie o Moje samopoczucie. Nie ukrywam iż nie wydaje Mi się by było to na miejscu. Osobiście odebrałam to jako tani podryw faceta po trzydziestce, prawdopodobnie singla, który albo był tak okropnie oryginalny i zatrudnił się tam gdzie się zatrudnił, albo poprostu był niewyżytym seksualnie, wiecznym dzieckiem, którego utrzymują rodzice i najzwyklej w świecie chciał mieć fajne widoki w pracy. W tym całym zamieszaniu dosyć sprawnie odnalazłam miejsce zapisane na bilecie by i tak usiąść pod oknem. Nie dyskryminuje miejsca c jednak bądźmy szczerzy. Uwielbiam podczas lotu patrzeć na chmury. Może akurat wyświadczam przysługę komuś kto panicznie boi się latać, a wygenerowano mu to miejsce?!
            Półtorej godzinki i było po wszystkim. Jakieś piętnaście minut temu wylądowaliśmy. Nie chciałam czekać aż podjedzie następny autobus więc ruszyłam do tego pierwszego, a widząc tłum ludzi starający się w nim upchać naciągnęłam nieco mocniej na głowę mój, czarny, klasyczny kapelusz. Do tego miałam białe sztruksy od Levis'a i koronkową bluzkę z rękawem 3/4 w kolorze bordo. Na nogi założyłam czarne botki, a włosy spięłam w niechlujnego koka. Miałam nadzieję, że nie będę się bardzo rzucać w oczy i w ostateczności zaliczę chociażby do grona tych ubierających się oryginalnie. Zajęłam jedno z ostatnich wolnych miejsc w dusznym, harmonijnym autobusie** i zaczęłam przyglądać się ludziom. To śmieszne, że w tych ludziach ubranych często tak samo, słuchających tej samej muzyki, może nawet o podobnym wykształceniu lub osiągnięciach szkolnych kryło się tyle najróżniejszych historii. Kolorowych, drastycznych, dołujących. Może tamta matka z dwójką małych dzieci właśnie była w trakcie rozwodu, a tamta niebieskowłosa dziewczyna jechała na wakacje do kogoś kto ją zrozumie by postawić się rodzicom, tamta starsza pani właśnie została wdową i wracała do ojczystego kraju, spocony facet w sportowym dresie był fanatykiem piłki nożnej i chciał spróbować gdzieś tu szczęścia, które otworzy mu drzwi do wielkiej kariery międzynarodowej?! Nie wiem i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. A gdzieś po środku byłam JA, osiemmastoletnia dziewczyna, która zrobiła coś wbrew woli ojca może zupełnie tak samo jak ta niebieskowłosa. 
           Nim zdążyłam mrugnąć nogi same poniosły mnie do hali odlotów, odebrały bagaż i zaprowadziły w stronę wyjścia, gdzie nareszcie mogłam powiedzieć "Witaj wolności!" i odetchnąć przysłowiową pełną piersią. Tuż przy chodniku zauważyłam rząd lśniących nowością samochodów mających pełnić rolę taksówek. Wsiadłam do pierwszej lepszej, a ewidentnie ucieszony możliwością zarobku kierowca zapytał gdzie ma mnie zawieść. Moją płynną angielszczyną, której tyle lat, cierpliwie uczyła mnie Florianne podałam adres hotelu i w zupełnej ciszy oddałam się oglądaniu krajobrazów za oknem. Lotnisko było raczej oddalone od centrum Londynu, w którego pobliżu znajdował się hotel więc najpierw mijaliśmy typowe zabudowy miejsko-wiejskie czyli żadnych wieżowców, domy głównie z czerwonej cegły lub te pamiętające erę wiktoriańską, jednak brak typowych dla wsi stajni i pasących się gdzie nie gdzie koni czy owiec. A potem, to co zawsze mnie śmieszyło, ta ogromna przepaść między miastem, a wsią. Praktycznie równo z minięciem znaku o wjechaniu na teren Londynu znikły te urokliwe posesje, a pojawiły się nie wysokie biurowce. Czym bliżej centrum byliśmy tym mijaliśmy więcej siedzib firm, taksówek, charakterystycznych czerwonych autobusów i tabuny śpieszących się niewiadomo gdzie ludzi. No tak, tempo wielkiego miasta jest naprawdę zabójczę, a przynajmniek na pewno o wiele szybsze niż 100-tysięcznego Luxemburgu. Auto się zatrzymało przed ogromnym, odrestaurowanym budynkiem z, wydaje mi sie, XVIII wieku, a kierowca chrząknięciem dał znak iż oczekuje na zapłatę. Poprosiłam o pomoc przy wypakowaniu walizki z bagażnika poczym wręczyłam 30 £ mrucząc, że reszty nie trzeba. Szacuję, że otrzymał odemnie tylko jakieś 8 £ napiwku, ale po odcięciu od taty raczej nie będę w stanie dawać takich wysokich jak w Luksemburgu, które sięgały nawet 40 €.
         Weszłam do środka bogatozdobionego lobby i z wielkim wysiłkiem, tachając walizkę, podeszłam do recepcji. Za ladą stała niewiele starsza odemnie rudowłosa dziewczyna z przyklejonym do twarzy, wielkim uśmiechem w hotelowym uniformie czyli zgniłozielonej, przylegającej do ciała spódnicy, białej koszuli z złotą plakietką z napisem Olivia. Gdzieś w pobliżu kręcił się równie młody boj hotelowy w garniturze tego samego koloru co spódnica dziewczyny. Mnie radość poprostu rozpierała od środka więc nie miałam problemu z podejściem do niej z uśmiechem na twarzy:
    - Witamy w Millenium Hotel, najznakomitszym hotelu najbliższej okolicy, w czym mogę pomóc? - wyrecytowała z pamięci i oczekująco spojrzała w Moim kierunku
     - Miałam zarezerwowany penthouse na nazwisko de Parma - odpowiedziałam przyjaźnie
    - Chwileczkę - mówi i zaczyna wstukiwać coś w bazę danych - Rzeczywiście pokój nr.114 na najbliższy tydzień - czyta po czym dodaje - Niestety pewne znane osobowości zmieniły termin rezerwacji swoich pokoi i jednym z nich jest właśnie pokój 114, więc będzie Pani musiała albo od razu zamieszkać w pokoju niższym klasowo albo teraz pójść do tego zarezerwowanego by po dwóch dniach go zmienić - powiedziała szybko na jednym wdechu jakby bojąc się mojej reakcji
            Cóż, nie każdego stać na penthouse w takim hotelu więc może pomyślała, że jestem kimś bogatym i ważnym, ale nie na tyle by odmówić tamtej osobowości?!
      - Z góry przepraszamy za to zamieszanie - dodała na prędce patrząc na moją minę, która chyba nie była taka jakbym się spodziewała - To jak? - spytała z oczekiwaniem w oczach
      - Skorzystam z tych dwóch dni w penthous'ie - odpowiedziałam uprzejmie po zastanowieniu się
      - Dobrze, a więc tu ma Pani klucz - podała mi złoty kluczyk z grawerem i brylokiem do ręki po czym przyłożyłam do ucha słuchawkę wewnętrznego telefonu stacjonarnego i wybrała szereg liczb - Martin, recepcja w lobby, zaprowadzisz klientkę do pokoju 114 - rzuciła ukradkowe spojrzenie na moją walizkę - Weź etażkę*** bo wątpię byś ty i twoje mięśnie podołały - dodała jeszcze, a ja cicho zaśmiałam się na jej ostatnią uwagę przy okazji robiąc miejsce dla następnego klienta, gburowatego 50-latka
          Stałam oparta o marmurową ladę rozglądając się dookoła czekając na przybycie boja. Nie było tu nic wyjątkowego co przykuło by moją uwagę, w końcu nie raz bywałam w takich hotelach, więc niegrzecznie postanowiłam posłuchać czego chciał ten gbur:
      - Olivio, czy problem został zażegnany?
      - Tak, proszę Pana, po dwóch dniach przenosi się do innej klasy
        Zrozumiałam, że może mówić o mnie więc już wcale nie czułam skrępowania przy podsłuchiwaniu. Z drugiej zaś strony nie mądrze postąpiła mówiąc o tym gdy ja stałam obok
      - To dobrze bo jak to powiadają plotka dźwignią handlu, a tylko pomyśl sobie jaka to dla nas będzie reklama gdy nazwa hotelu pojawi się w artykule o upojnej nocy Taylor Swift i Henri'ego z tego boysbandziku
      - Oczywiście, sir, że zdaję sobie sprawę
      - Najlepsze, że osiągnęliśmy to bez większych starań, a propozycją Modestu się nie odmawia
            W tym momencie do ich rozmowy wtrącił się przystojny blondyn w stroju boja:
      - Livcia, gdzie jest ta lasia do 114? - spytał
    - Stoi tu - powiedziała dziewczyna przez śmiech wskazując na Mnie, a chłopaka oblał rumieniec
          Ciekawe, że wcześniej Mnie nie zauważyła. Niejaki Martin, zauważając mężczyznę z którym wcześniej rozmawiała recepcjonistka, szybko się ogarnął z szoku. Podszedł, poprosił bym poszła za Nim, zapakował Moją ogromną walizkę na etażkę i mamrocząc pod nosem coś w stylu "Za młoda", " Myślałem, że starsza" ruszył w kierunku wind.
----------------------------------------------------------------------------------------
* - nie chodzi Mi o imię tak jak Polski Pingwin tylko o taką stewardesse płci męskiej, nie wiem czy to dobra forma
** - takie wiecie dwa autobusy połączone ze sobą taką jakby harmonijką zwijającą i rozwijającą się
*** - taki wózek na bagaże jak było np.w Nie ma to jak hotel
Mam nadzieję, że rozdział się podoba, chyba najdłuższy :D 
Dopiero teraz bo coś Mi się pomieszało kiedy mija tydzień od opublikowania dwójki(ja taki nie ogar, za szybko czas leci)
Ale czwórkę mam też już prawie gotową więc będzie szybciej 
Tak myślę, że może jutro jak wyrobię się z zaczęciem wypracowania na London Session haha
Ps.Jak macie kiepską wyobraźnię to ten strój który ma Anabella to taki jaki miała na snapie przed koncertem 1D w Londynie, littlemooonster96 (wiem,ja nienormalna :P )
Pss.Tak na wszelki wypadek, dla wygody po raz kolejny daję link do wattpad'a TUTAJ ROZDZIAŁY SĄ WCZEŚNIEJ!!!

      

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Terriblecrash, Pinkblossom, Carllton, Picanta, Selena Gomez, James Blunt.